czwartek, 30 października 2014

Uda sie?

Chorobowe sie skonczylo! Znow bieganie, organizowanie i wcisaknie wielu czynnosci w czas wolny.
Jednak jakos mi po tym tygodniu lzej. Nie wiem, moze dlatego, ze Berberowna ma ferie i nie odrabiamy lekcji i na zajecia dodatkowe nie chadzamy...?
Moze dlatego, ze postanowilam sobie mniej sie spinac i nie probowac zlapac wszystkich srok za ogon.
Kurs niech wiec pozostanie kursem, niech nie wychodzi poza mury budynku, ktory codziennie odwiedzam. Nie bede sie uczyc w domu, cwiczyc i zakuwac, to co uda mi sie zrobic na zajeciach bedzie zrobione, ile zaliczen uda sie napisac, tyle sie znajdzie w certyfikacie i koniec i kropka.
Nie bede dramatyzowac, nie mam na to ochoty, szkoda mi na to mysli.
Nie, nie obijam sie, robie to co mam do zrobienia, nie potrafie inaczej.
Mowia o mnie, ze jestem dobrze zorganizowana, ze mam zawsze wszystko na miejscu i zalatwione.
Staram sie, staram przekazac rowniez Berberzakom.
Ze trzeba wstac na czas, a potem po kolei umyc sie, zjesc , zeby wyszorowac i o danej godzinei byc gotowym. Nie biegamy rano jak opetani, bo ja, ta ktora nienawidzi porannego wstawania, zwlekam sie z lozka i zaganiam te moje owieczki.
Prosze po raz bilionowy, zeby to przebieranie nie trwalo 10 minut, ze nie klamiemy, ze tak oczywista zeby sie myja, skoro nie slysze bzyczacej szczoteczki.
Podobnie jest po powrocie ze szkoly czy przedszkola, uswiadamiam od poczatku, ze buty do szafki, kurtke na miejsce.
Tlumacze, ze najpierw lekcje beda odrobione, a potem bajka dopiero, albo wyjscie na plac zabaw i czasem tej bajki nie ma, albo wyjscia na plac. Czasem jest placz, bo cos jest nie po mysli delikwenta.
Nieraz moja frustracja, ze wtracaja te niemieckie slowa, a ja jak idiotka poprawiam, bo nie mowi sie przeciez - Zejde na dole - tylko - Zejde na dol -.
Krzykne, zwlaszcza po 18tej, gdy po calym dniu, chce juz tylko usiac na chwile, bez tego mamowania juz, kiedy marze, ze zaparkuja w lozku.
Jednak chcialabym, zeby wyrosli na uczciwych ludzi i obowiazkowch, zorganizowanych. Jestem ich matka i moim obowiazkiem jest dbac i wychowywac, nawet jesli nieraz jest to syzyfowa praca i ma sie wrazenie, ze przeciez to samo sie juz prosilo z tysiac razy, tylko dzisiaj...
Dlatego nieraz zaciskam zeby i wyginam sie w szpagacie, nad rzeczami, ktore na pozor nie sa mozliwe do ogarniecia. Jakos tak robie, ze Berberowna idzie w ferie na te wycieczki, mimo, ze my musimy rano wyjsc i ze z punktu taktycznego, wydawalo sie to awykonalne.
Targam dynie, zeby ja wyciac i postawic ze swieczka w pustym lbie, na tarasie.
Przynosze paczusie z dynia, mimo, ze sa nieprzyzwoicie drogie. Jednak blysk w oku, potwierdza, ze to byla trafiona niespodzianka.
Wyciagam bialy tshirt Berbera, zeby syn mogl robic za ducha w przedszkolu.
Jesli zrobie cos zle, niesprawiedliwie-przepraszam Berberzaki.
Rozmawiam i tlumacze, jesli nie mam na to sily, to mowie, zeby uszanowali moje zmeczenie.
Kiedy oni sie gdzies spozniaja, albo nie moga pojsc- kaze sie wytlumaczyc.
Jesli Berberowna sie czegos podejmuje lub obieca- wymagam, zeby sie wywiazala.
Zaprzegam do wspolnego pieczenia ciast, przebierania poscieli, zeby poznali jakie to uczucie, gdy sie cos zrobi samemu.
Talerzyki po sobie kaze wynosic i kubeczki i chusteczki.
Szczerze? Mam czasem dosc, zastanawiam sie czy na matke sie nadaje? Bo przeciez brak mi momentami tej cierpliwosci, nie umiem z nimi godzinami wyklejac czy rysowac, wlaczam nieraz bajke, zeby dali troche spokoju.
Ale potem idziemy razem przez wies, a oni sie klaniaja starszej Pani i usmiechy przesylaja.
Berberowna w autobusie pomaga Panu zebrac rozsypane zakupy.
Na swiadectwie ma wpis, ze wstawia sie za slabszymi i pomaga innym, z wlasnej woli.
Rozmawia z Babcia przez telefon po polsku.
Kolezance z Polski, czyta niemieckie wierszyki, rowniez przez telefon.
Na skypie pytluje z ciotkami po arabsku.
Berberek wyszeptuje - Jestes dobla mama -
Spiewa w drodze z przedszkola, kiedy nie widze, bo jak sie odwroce, to sie zawstydza.
Rozczula mnie, bo prosi, zeby mu Reksia albo Krecika wlaczyc.
Moze cos z tego bedzie? Moze cos robimy dobrze. Ja- jako mama, Berber- jako tata i my razem- jako rodzina?
Aha i mowimy sobie wszyscy  -Kocham Cie-
I nie, nie jestesmy idealni, drzemy koty i rozladowujemy w ten sposob atmosfere :)















wtorek, 21 października 2014

Pudelko

Wczoraj byl dzien slodki z lekka kropla goryczy.
Sprawa, ktora nad nami wisiala, pozytywnie sie rozwiazala. Stalo sie tak, poniewaz sami nie mataczylismy i poniewaz nasza uczciwosc do nas wrocila. Radosc byla ogromna, ulga tak wielka, ze moznaby latac.
Mimo to, dzien toczyl sie swoim zwyklym trybem, no moze nie do konca, bo zachorowal Berberek (ta gorzka kropelka) i dowiedzialam sie, ze caly tydzien zostajemy w domu.
Zdradzic Wam tajemnice, sekret wielki i straszny?
Ucieszylam sie! Ucieszylam, ze nie bede w biegu ogromnym, jak przez ostatnie tygodnie.
Ucieszylam, ze czasu wiecej z dziecmi spedze, mniej sie denerwowac bede.
Ucieszylam, ze opieke najlepsza nad malym rekonwalescentem roztocze.
Ze znow nad malusienkim robaczkiem przystaniemy i nie bedziemy pedzic, bo w domu stosy roboty, ktora sama nie chce sie skonczyc.
Ze sama z siebie zapytam, czy zrobic zapiekanki, czy grzanca dzieciowego  przygotowac?
Ze poszukam przepisow na zapiekanke w necie, pranie nie bedzie musialo zalosnie pietrzyc sie w kacie.
Ze wylacze bajke w TV i pojde z Berberkiem do kuchni malowac jesienne liscie i robic z nich zwierzatka, a on z rozdziawiona w koncentracji buzia, bedzie pieczolowice machal pedzlem.
Moze nie powinnam tego mowic na glos, moze jestem dziwna, inna, ale ja lubie byc w domu. Realizowac sie tutaj, sprzatac, krzatac sie, gotowac i piec. Byc do dyspozycji Berberzatek.
Mierzi mnie wyscig szczurow, meczy wczuwanie sie, w sztucznie wygenerowane problemy. Meczy obserwowanie w pociagu pan i panow w kostiumikach i garniturach, trzymajacych w jednej dloni kawe w plastiku, a w drugiej telefon.
Nie ludze sie, ja tez pewnie w koncu wpelzne na rynek pracy, przeciez juz siedze w klimatyzowanej sali i slucham jak to zamowienie zrobic, albo tone dokumentow skserowac.
Im blizej tego jestem, tym bardziej sie zastanawiam, czy nie wolalabym pare godzin dziennie w ciastkarni za lada stac, albo ksiazke pisac, albo bloga nadal?...albo albo albooooo...
Albo siedziec na tarasie z kawa i slodyczami, ktore z Djerby przylecialy i jeszcze o Paryz zahaczyly? Robic im zdjecia i cieszyc sie, ze jak deszcz leje, to ja pod tym daszkiem sie chowam i szelestu deszczowego w drzewach slucham.
Wgryzam sie w takie ciastko, z mojej ulubionej cukierni na Djerbie, zachwycam  jego smakiem i wygladem.
Czuje zapach wody rozanej, ktory sie unosi w pomieszczeniu pelnym malenkich cudow.
Widze Pania Sprzedawczynie, jak pakuje ciasteczka do pudelka.
Cierpliwie czeka ile sztuk, z ktorego rodzaju.
Na ulicy za oknem slychac klaksony taksowek i poobijanych samochodow.
Pani konczy pakowanie, podaje pudelko ze slowem - Tfadel (prosze)
W odpowiedzi uslyszala zapewne -Shoukran! Beslema- ( dziekuje, do widzenia).
Wczorajszego pazdziernikowego wieczoru, posrod ulewy i gromow, do domu wraca Berber i wrecza mi to pudelko, lekko sfatygowane, ale najcudowniejsze na swiecie, poznaje je w sekunde!
Czy to przyzwoicie tak myslec, marzyc, zapominac sie....Czy wypada?
Tak! Ja nie mam wyrzutow sumienia, dlaczego mialabym miec?
Kazdy z nas inny, kazdy ma swoja droge, a co nas czeka za nastepnym zakretem, a ktoz to wie?












poniedziałek, 20 października 2014

Litania

Matka w kratke
Matka sratka
Matka od zup i ciast
Matka przytulajaca lub karcaca
Matka placzaca, a czasem spiewajaca
Matka nieraz morde draca
Matka dzieci-smieci kochajaca
Matka odprowadzajaco- dowozaca
Matka nerwy tracaca
Matka tony gratow niosaca
Matka czekajaca i paznokcie obgrzzajaca
Matka dosc majaca
Matka z dumy pekajaca
Matka niechcaca, a mimo to cos robiaca
Matka na wycieczkach kewkajaca
Matka po polsku poprawiajaca
Matka odmawiajaca i wymagajaca
Matka na plac zabaw latajaca
Matka rano ledwo na oczy widzaca
Matka sluchajaca i w chorobie kojaca
Matka nawet w wc sama byc nie-mogaca
Matka siwiejaca
Matka wariatka
Matka na pelnym etacie, chociaz nie zawsze w chacie
Matka jak mantra powtarzana
Matka calowana i przytulana
Matka przez mysli atakowana
Matka zawsze i wszedzie
Matka
Mama
Mami
Mamusia
...
Od lat prawie 8miu
Nie zamienilabym tej mama-mantry, nie oddala.
Mam(a) nadzieje, ze robie najlepiej, wystarczajaco, ze bede zbierala piekne owoce.
Mamy, macie pewnie tez swoja litanie, mantre,skarby, jedyne w swoim rodzaju...
Powodzenia i sily!!!




czwartek, 16 października 2014

Nie ubedzie Ci!

Czytam o tej zazdrosci, o komentarzach zlosliwych i innych dziwnych akcjach.
Pytam sie, dlaczego? Po co komus zatruwac zycie, po co ublizac? Czy bedzie nam samym od tego latwiej, lzej, bedziemy miec satysfakcje?
Przeciez takie osoby same sie zatruwaja swoim jadem, sa nieszczesliwe, chociaz probuja calemu swiatu udowodnic, ze maja idealne zycie.
Ludzie, nikt nie ma idealnego, tylko zalezy jak sie podejdzie do sprawy. Jesli kazdy problem i przeciwnosc bedziemy traktowac jak koniec swiata, jak ogromna porazke, to nie bedzie dobrze, nie mowiac o tym ze wtedy idealnie byc nie moze.
Jesli ktos ma dom duzy, to ja sobie mysle, ze fajnie tak pewnie, jak dzieciaki maja swoje pokoje, jak mozna na baraniej skorze rozlozyc sie przed kominkiem.
Nie zalamuje sie wtedy dlatego, ze narazie mieszkamy w jednym pokoju, nie pisze kometarza, ze ciekawe skad kasa na taki dom i jego utrzymanie? Jak ktos ma, to niech ma i Bog jego domowi i mieszkancom...
Dziecko czyjes w kiecy za 200 zlotych, albo lepiej. Moja w kiecce z lumpeksu, albo sh, jak kto woli. Ewentualnie z sieciowki, na wyprzedazy.
Nie stac mnie, a nawet jakby bylo, to pewnie bym nie kupila, wolalabym wydac ta kase na wyjazd do rodziny, do Tunezji.
Ilez razy, bedac tam w kwietniu sobie o tym myslalam. O czym?
Ano o tym, ze po co mi drogi ciuch, drogie auto, markowe okularki na to tunezyjskie slonce, skoro to niebo lazurowe, to cieple, slone morze, moge chlonac wzrokiem, sercem.
Na co mi jakies hiper i super gadzety, jesli bulke z frytkami jem na zapiaszczonych deskach, na plazy, a Berberzaki, az kwicza w kipieli, w strojach za pare groszy.
Nie zazdroszcze, ciesze sie, w takich momentach szczescie mnie przepelnia i to wlasnie dlatego, ze mieszkam w skromnym domu, na tych wczasach, ze herbate pije pod oliwka monstrualna, ktora Berbera uczula okropnie.
Dzieciaki nasze i z calej okolicy, bawia sie garnkiem i lyzka, pod krzaczkiem granatu.
Wychodzimy palic fajke wodna i pic kawe, bo chcemy odpoczas, zwolnic bieg, naladowac akumulatory.
Znajda sie zawistni co powiedza. Nie za dobrze Ci? Bujasz sie po urlopie.
Moze i za dobrze, ale to z ciezko odlozonych pieniedzy, co nie poszly na ciuchy, duperele, wyjscia. Skumulowaly sie takim szczesliwym wyjazdem, takim, ze plakalismy wszyscy, kiedy byl czas wejsc do taksowki.
Pozniej znow wrocilismy i zaczal sie wir codziennosci, z klotniami, chorowaniem, jakimis przeszkodami.
Przeciez to znacie, kazdy z Was tak ma. Tylko po co biadolic na zapas, skoro mozna sobie wyznaczyc jakis cel. Oczywiscie, ja tez pobiadole mamie i przyjaciolce, do sluchawki. Jednak potem sie ogarniam i ide dalej.
Nasz kolejny cel, to wyjazd na swieta do Polski i urodziny Berberzatek. Chcemy byc z tymi, ktorzy sa dla nas wazni i cieszyc sie tak, zeby znow byl placz przy pozegnaniu.
Czy ktos pozazdrosci, bo my przeciez w Niemczech i tak nam sie pewnie powodzi, moze?... Jednak to on sam jest nieszczesliwym czlowiekiem i to nieszczescie jest w nim, zazdrosc w nim.
Jak cos zobaczy, to wysnuje swoje wnioski, dopowie swoja historie.
Jak wchodzisz komus na bloga, to nie szukaj dziury w calym, to tak samo, jakbys komentowal wszystko, idac do kogos na kawe. Zaslonke, ciuchy dziecka, koc na kanapie, ze za drogie, ze skad to ma... Mnie to srednio interesuje, jezeli mi sie u kogos podoba, gdyby tak nie bylo, nie pchalabym sie w gosci.
Jesli sie ucieszycie czasem z czyjegos szczescia, to nic Wam nie ubedzie!


 
 
 
 














piątek, 10 października 2014

Etat

Mowia niektorzy - Tobie to dobrze, tylko do dwunastej na kursie jestes, na pol etatu -
Odpowiadam, ze tu na pol, a potem wracam na moj caly etat do domu.
Z plecakiem na drugie sniadanie i teczke, ksiazka, do czytania w pociagu i autobusie. Wychodze rano z domu, w pazdziernikowy poranek, ale nie sama.
Ze mna za reke, a czasem z przodu, bo na siebie nawrzeszczalysmy i ma focha, zasuwa Berberowna.
Odprowadzam ja do pierwszych swiatel, buziak na dowiedzenia i kocham Cie mamo, ktore jest jak blogoslawienstwo na caly dzien.
Jade zatloczonym pociagiem, stoje, bo miejsc juz brak.
Czytam, koniecznie po polsku, bo ostatnio nie chce moj umysl niemieckich zdan wpuszczac. Za duzo ich w programie obowiazkowym, wiec chlonie polskie, jak gabka.
Zajecia, herbata na biurku, drugie sniadanie, komputer.
Poludnie, zycze innym milego dnia i na zakupy lece.
Z plecakiem ciezszym o mleko, jablka, maslo, ciastka, pedze na tramwaj, potem pociag.
Klapie na siedzace, znow czytam i pilnuje, zeby nie przegapic stacji.
Po Berberka do przedszkola.
- Co miales na obiad?- pytam - Nie powiem Ci, jak nie psiecitalas- no tak, menu wisi, wie, ze przewaznie sprawdzam.
Swieci slonce, jak latem, jedynie zlote, wirujace liscie zdradzaja, ze to jednak jesien. Na plac zabaw pojdziemy, no jak nie pojsc, skoro taka pogoda? Jesli nie usiade, to z rozpedu bedzie mi latwiej.
Wchodzimy i juz w drzwiach oceniam, co jeszcze zrobic. Prania z dwa nastawie, zupe odgrzeje, bo zaraz Berberowna przyjdzie ze swietlicy.
Jak wrocimy z placu, to obiad na jutro sie zrobi i pranie posklada.
Ktos mowil, ze ja na pol etatu gdzies jestem, a tak, faktycznie, gdzies tak...
Caly etat wymaga ogladania kur przez plot i cieszenia sie z dokarmiania ich przez Berberka pieczywem chrupkim.
Odprowadzania do kolezanek.
Sprawdzania lekcji.
Teorii na temat tego, dlaczego pranie w koszu nigdy sie nie konczy.
Pojscia na probna lekcje Judo dla Berberowny i podgladania jak jej idzie zza winkla.
Proszenia po tysiackroc, zeby nie wlazic pod pompe wodna na placu zabaw.
Rzucania przeklenstw pod nosem, przy robieniu drugiego sniadania wieczorem, zeby rano sie nie pozabijac.
Krzyczenia, ze ilez razy mozna prosic o to, zeby wyniesc papierki, skarpety, talerzyki, chusteczki do nosa, zwlaszcza te po przejsciach etc.
Plakania, ze sie matka jest beznadziejna, ze sie za duzo krzyczy na Berberzatka, bo co z tego ze zalewaja w trakcie kapieli pol lazienki, skoro konfetti do kapieli jest tak fajne, ze nie da sie inaczej.
Umierania ze strachu, jesli Berberowna 10 minut sie spoznia.
Pomagania Berberkowi wlezc na daszek domku, na placu zabaw, a potem wyginania sie w asekuracyjnych pozach.
Tlumaczenia, ze skoro jest jeden banan i go zjedli na pol, to wiecej nie bedzie.
Wychodzenia na spacer, bo sie obiecalo, nawet jesli masz ochote umrzec na miejscu.
Ten caly etat jest trudniejszy, niz zaliczanie worda, exela i innych takich.
Powiem Wam tez w tajemnicy, ze ciekawszy jest, fajniejszy i pracodawow mam, co placa szczerbatym usmiechem i wycieraniem czekoladowych ust o ciuchy.
Jak sie zloszcza to od dup mnie wyzwa, albo rycza jak syreny, a mnie sie wszystko w srodku trzesie.
Czasem z radosci, a czasem ze zlosci i taki to moj etat...