W każdy piątek, w który Berberoojcu wypada nocka, mają miejsce podobne rozmowy.
- Pojadę na zakupy, a potem do meczetu, spotkamy się więc jak wrócisz z pracy
- Ok, to nie zapomnij mąki, bo ciasto chciałam zrobic i zapytaj taty R. czy chłopaki chcą się spotkać w meczecie w przyszłym tygodniu.
Buziak i uciekam do roboty, wiedząc, że o 15. 30 spotkamy się w domu i rozpocznie się dla nas wszystkich weekend.
Ile rodzin w Nowej Zelandii zegnalo się dziś podobnie z bliskimi? Ile osob rozstało się w kłótni? Ile poszło do meczetu pomodlić się za coś dla nich ważnego? Ile podziękować? Ilu z nich miało odebrać dziecko ze szkoły po piątkowej modlitwie? Na u z nich czekała kawa i ciasto? Czy ktoś z nich akurat został ojcem?
Nie mogę sobie tego wyobrazić, nie mogę pojąć jak to jest czekać, aż mąż wróci z meczetu i dostać wiadomość, że zginął z rąk zamachowca, który jeszcze to wszystko pokazuje na żywo w sieci.
Niemcy puścili w tv specjalne wydanie wiadomości, a ja płakałam, bo przecież tyle osób straciło życie, tyle rodzin zostało zniszczonych przez nienawiść.
Inna Lillahi wa inna ilayhi rajiun
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jesli nie widzisz swojego komentarza, oznacza to jedynie, ze rowniez ja go jeszcze nie przeczytalam i ze czeka sobie na moderacje :)