Napisała nawet książke o swoich przeżyciach pt. "Dear World".
Jej historia została też pokazana w nominowanym dokumencie "The last Man in Aleppo".
Myślałam, że to smutne, wkurzające i namacalne bliskie, bo przecież ile razy w trakcie Jasminowej Rewolucji, dyskutowaliśmy o losach Syrii, ile razy z ust Berberoojca padały wtedy słowa, że będą się tam działy straszne rzeczy na oczach całego świata.
To mogliśmy być my, tylko na szczęście w Tunezji rozeszlo się po kościach.
To na nas mogły spadać bomby, ale skończyło się godzina policyjna i policjantami z ostrą bronią na skrzyżowaniach.
To nasze dzieci mogły chować się w kacie ze strachu, ale Prezydent okazał się nie być totalnym psychopata, a tchórzem i uciekł zwyczajnie.
Mogliśmy cierpieć głód, ale jednak udawało się kupować spod lady, gdy Libijczycy wykupowali masowi towar i wywozili go od nas ciężarówkami.
Nie musiałam z kilkulatka i noworodkiem pakować się na łódź i uciekać.
A mogło tak być, było realne, bardziej niż sami przed sobą chcemy przyznać.
Nie mieliśmy na nic wpływu, na to się nie ma.
Czuję wdzięczność, ulge i doceniam to, co możemy mieć.
Do dziś takie historie mnie bardzo poruszają i cofaja do własnych przeżyć, które nawet po części nie były takie straszne.
A dzis w tym wszystkim, w drodze do domu ze szkoły, Syn mój, urodzony razem z ta Rewolucją, trzymając mnie za rękę mówi:
- Mamo, ja chciałbym, żeby nie było już nigdzie wojny i żeby osoby ranne na wojnie wyzdrowialy.
Można by przecież popsuć czołgi i nie byłoby już wojny...
Zaczynam niewyraźnie widzieć i ciężko mi powiedziec cokolwiek sensownego.
Adam, lat 7, chodząca empatia
Mi też już się widzi niewyraźnie... to bardzo, bardzo smutne...
OdpowiedzUsuń🤗
OdpowiedzUsuń