wtorek, 21 lipca 2020

Dałam radę

U schyłku poprzedniego roku mojemu Berberowi włączyła się szwedaczka. W listopadzie pojechaliśmy na citytrip, czy jak to się drzewiej mówiło, wycieczkę do Pragi. Potem wymyślił, że skoro wszyscy razem jedziemy na Święta do Polski, to może też by coś pokombinować  i tym sposobem odwiedziliśmy Krakow i Wieliczke.
Normalnie jakby przeczucie jakieś miał, bo potem nastąpił rok 2020 i zaczął się niewinnie. Coś tam mówili, że w Chinach jakiś wirus, że nowy, ale co tam.
Jednak kiedy przyszedł marzec, to życie zaczęło nas chlostac i nas zapuszkowali. Z własnymi rodzinami ma kwadracie, no ludzie, kto to widział w dzisiejszych czasach takie rzeczy?! Rządza, Panie, pieniądza, kredyty, dzieci w placówkach, my styrani codziennością, z przydepnietym jeziorem, chcąc lepiej, więcej, szybciej. Chcąc mieć, bo wypada, trzeba, jak to tak? Jak to tak z maseczkami, zakazami, nie chodząc do pracy i szkoły? Homeschooling jakiś, Home Office, skrócone czasy pracy...
Czy to spisek, czy zabójczy wirus?
Czy to kara za niszczenie przyrody?
Czy to hamulec bezpieczeństwa dla tych co nie potrafią się zatrzymać na tej karuzeli życia?
Wiecie co mi ten czas pokazał? Nie tylko środkowy palec, bo przepadł urlop, bo mąż z okrojonymi godzinami w robocie, bo co będzie jak zachorujemy?
Nie, ja się do tego przystosowalam i przekonałam, że jak zwykle nie spanikowalam.
Potrafiłam odrobić z Berberzakiem lekcje, choć to nie bułka z masłem, ale to inny temat.
Potrafiłam żyć z ograniczeniami, grać w chińczyka i uno, zaplanować sobie co trzeba zrobić w domu i to zrobić, chodzić na spacery z Berberostarym, bo skoro pandemia, to właśnie w przepiękne pogody i w trakcie kwitnienia drzew.
Potrafiłam pozwolić sobie na zle dni, takie, w które wszystko i wszyscy mnie draznili, na leżenie jak naleśnik w kocu i manie w dupie.
Potrafiłam zacząć ćwiczyć, chociaż, gdyby mnie pytano czego szczerze nienawidzę, to ćwiczenia plasowalyby się w pierwszej trójce.
Dawalam rade nie mieć myśli katastroficznych i nie kminic co by było, gdyby...
Chcialo mi się wierzyć, że to wszystko kiedyś się skończy, bo nic nie może wiecznie trwać.
Zapewniam, że ja nie jestem optymistką i osoba, która łatwo i szybko podejmuje decyzje.
Jednak w dobie pandemii myślałam sobie, że co mi da panika, czy ochroni mnie lub moich bliskich, czy coś zmieni?
Raczej nie, chyba to, że w końcu wszyscy byśmy zwariował!
W tym tygodniu kończy się rok szkolny. Jestem dumna z Berberzakow, że ciężko pracowały, że dały radę znaleźć w sobie dyscyplinę i samozaparcia, żeby przerabiać niemały materiał i uczyć się, a w końcu wrócić na ostatnie tygodnie do szkoły.














 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jesli nie widzisz swojego komentarza, oznacza to jedynie, ze rowniez ja go jeszcze nie przeczytalam i ze czeka sobie na moderacje :)