poniedziałek, 25 sierpnia 2014

Nadchodzi

Czujecie ja juz w powietrzu? Widzicie jak wieczorami zakrada sie do ogrodka, probuje wejsc chlodem do domu?
Zaczyna rozsiewac zapach jablek, lisci i lekkiej wilgoci. Jesien, ta zlota i sloneczna, szeleszczaca liscmi pod nogami, ustawiajaca cukinie, kabaczki i dynie, na naszych wiejskich straganach. Zrzucajaca kasztany, na droge, ktora dzieci chadzaja ze szkoly... My juz pierwszego, brazowiutkiego kasztana znalezlismy, czesciej tez mamy ochote na zupe z dynia lub soczewica, na pachnace cynamonem ciasto marchewkowe lub na przykryte aromatyczna kruszonka jablka i gruszki.
W tamtym roku jesien byla laskawa, zasypala nasz ogrod listkami, spod ktorych nieraz wyzieral na nas, nasz ogrodowy jezyk Jurek. Sloneczko ogrzewalo nasze buzie, kiedy Berberzatka chasaly w resztkach ciepla na placu zabaw.
Jak bedzie w tym roku? Czy bedziemy sie napawac podobnymi widokami, znad kubka goracej herbaty, czy raczej kulic pod kocem psioczac na deszcz, probujacy dostac sie pod daszek tarasu? Czy czesto w ruch beda szly kalosze i parasole, czy jednak damy rade przetrzymac w trampkach i balerinach.
Niedlugo ze sciany zniknie letni wianek, a zawisnie na niej ten jesienny, z malymi dyniami, w cieplych brazach i pomaranczach. Tshirty powedruja do walizki na zimowa drzemke, pomalowane paznokcie, schowaja sie w przytulnych skarpetkach.
Lubie, kiedy pachnie suszacymi sie grzybami od sasiada, lubie kiedy Berber luska swojskie orzechy...
I chociaz nieraz zatesknimy za latem, ale jesien tez przyjmiemy z zachwytem...









piątek, 15 sierpnia 2014

My pierwszoklasistki :)

Pisalam w otatnim poscie, ze wakacje mamy. Te pierwsze, prawdziwe, bo szkolne!
Pamietam dokladnie, jaki te ostatnie byly stresujace, poniewaz czekala nas szkolna premiera. Berberowna miala pojsc do pierwszej klasy. Tyta, zrobiona w przedszkolu, lezala w worku na szafie, Tornister oklejony odblaskowymi usmiechami, czekal caly spiety.
Liste z potrzebnymi zakupami, dostalismy juz przy zapisywaniu Berberowny do szkoly. Mimo tego,ze badanie lekarskie przeszla pomyslnie i stwierdzono,ze do szkoly sie nadaje, to czekala nas jeszcze rozmowa w szkole, ja rozmawialam i wypelnialam papierki, a ona rozmawiala i wycinala, rysowala itd., pokazujac ostatecznie, ze w pelni sie nadaje do pierwszej klasy.
Lista, ktora dostalam, byla milym zaskoczeniem. W Polsce wiadomo, ogrom podrecznikow, za duze pieniadze, plus inne dodatkowe gadzety.
U nas: grube kredki, 2 grube olowki, farbki plakatowe, 2 pedzle, ostrzalka,gumka,linijka, kredki swiecowe i zeszyt, do notowania zadan domowych. Do tego kapcie i worek na wf, jedyny szczegolny wymog, zeby buty mialy jasna, nie rysujaca podloge podeszwe.
To bylo wszystko i jeszcze podane na tyle wczesnie,ze mozna bylo tanio pokupic w aldi i lidlu!

Drugim plusem i w naszym przypadku rzecza nader istotna byla mozliwosc wyboru miedzy etyka, religia katolicka i ewangelicka, wpisywalo sie to na formularzu, w trakcie zapisow do szkoly. W praktyce wygladalo to tak, ze w poniedzialki pierwszymi dwoma lekcjami byla etyka lub religia. Kazdy szedl do wyznaczonej klasy i tak na czas tych zajec, wszystkie pierwszaki dzielily sie wg. tego do kogo szly na zajecia. Pierwsze tygodnie, pomoca sluzyli nauczyciele, pozniej juz kazdy nabieral orientacji.

Trzecia fajna rzecz, niektorzy uznaliby to pewnie za wade. Nie ma apeli ciagnacych sie godzinami, pasowania na pierwszaka,wyczytywania, ktory uczen idzie do ktorej klasy, przedstawiania ciala pedagogicznego i calej tej oprawki.
 W naszej szkole w auli ( bo lalo,przy ladnej pogodzie na dziedzincu ) stali uczniowie klas 3cich z kartkami w dloniach, od 1A do 1D. Podchodzilo sie i podawalo nazwisko nauczycielowi, ktory stal obok i po znalezieniu swojej klasy, stawialo dziecko w ogonku.
Po krotkim przywitaniu Pani Dyrektor, dzieciarnia,wraz z rodzicami szla do swojej klasy,tam juz na tablicy bylo imie kazdego dziecka. Nauczycielka sie witala, przedstawiala, a potem odeslala nas rodzicow na kawe i rozmawiala z pierwszakami.

Na pierwszym zebraniu rodzicow, nauczycielka omowila z nami plan lekcji, ogolnie metody nauczania, wytlumaczyla, ze ksiazki beda wypozyczane ze szkoly i ze trzeba je odkupic, jedynie jesli ulegna zniszczeniu ( jeden z najwiekszych plusow i oszczednosci !!! ).
Powiedziala ile na co zbierze pieniedzy i z reka na sercu moge powiedziec, ze z tych pieniedzy, byly kupowane wszystkie zeszyty i inne potrzebne materialy! Ja zbieralam szczeke z podlogi z wrazenia, nie musielismy dodatkowo placic za ksera, bibuly, papier, okladki, no nic! Do tego, wszystkie dzieci mialy to samo, nie bylo, ze ja to mam firmowe i drogie, a drugi dzic- badziew... Wszyscy pisali w tym samym.
Widze, ze w drugiej klasie bedzie podobnie, bo tez nalezy kupic podobne przybory i kilka zeszytow na krzyz.
Do tego, ksiazki, ktore pod koniec roku wychodza juz z obiegu ( najczesciej ze wzgledu na modyfikacje w programie nauczania ), leza w auli i dzieciaki moga je zabrac do domu. Powiem tylko, ze niektore byly w uzyciu przez 6 lat i sa w stanie bardzo dobrym.

W pierwszy dzien szkoly,pierwszaki dostaja odblaskowe kamizelki, zeby je bylo dobrze widac w drodze do i ze szkoly, zima i jesienia jest to mega wazne!!! Tym bardziej,ze zacheca sie dzieci, zeby do szkoly chadzaly same i zeby rodzice nie odwozili ich autem. Tak tez sie dzieje, rano widac grupki, ktore zasuwaja razem do szkoly, a po lekcjach razem wracaja.
Berberowna tez dosyc szybko zaczela chodzic z dziecmi z sasiedztwa, a po kilku miesiacach,przestalam ja rowniez odbierac.
Nalezy jednak nadmienic, ze tutaj,na kazdych pasach sa Przeprowadzacze ( jak to ja ich nazywam ) i sa to nprawde Anioly Stroze naszych dzieci! Stoja i czekaja nawet na ostatnich maruderow, w kaza pogode! W drodze do naszej szkoly to sprawa priorytetowa, bo dzieci musza isc przy glownej drodze.

Kazdy pierwszak ma tez partnera z trzeciej klasy,on wprowadza go w swiat szkoly, oprowadza po jej terenie, odbiera mu leki.

Jesli chodzi o nauke, to dzieci uczy sie myslenia, nie ma zasmiecania glowy wkuwaniem  na pamiec! Oni ucza sie sposobow, na liczenie, kojarzenie liter! Czasem bylam kompletnie zaskoczona jak latwo i logicznie mozna cos przekazac dzieciakom.
Przyrody uczyli sie w terenie, jesli uczyli sie o roslinach lakowych,to szli je ogladac na lake. Jesli o slimakach, to robili wyscigi zebranych przez siebie slimakow,obserwowali jak przechodza przez ostrze noza ( bo one to potrafia ! ).
Kazde dziecko uczylo sie czytac we wlasnym tempie,dostawalo kartki z kursem czytania i po zaliczeniu danej strony, dostawalo klejna. Po ukonczeniu calego,moglo czytac kasiazeczki, ktore samo sobie wybieralo. Testy na sprawdzenie rozumienia tekstu czytanego, czesto wygladaly tak, ze na obrazku trzeba bylo dorysowac to,co bylo w tekscie. Np. czerwone jablka na drzewie, plaster na kolanie chlopca itp.
Wszyscy mieli tez czas, ktory mogli kreatywnie wykorzystywac i zeszyt, w ktorym mogli rysowac i zapisywac swoje mysli... Berberowna miala uwage na swiadectwie, ze bardzo chetnie pisze wlasne Historie, no ciesz mnie to niezmiernie. Chetnie tez czyta i to kazdego wieczoru!

W szkole byly oferowane rozne kolka, naktore nieodplatnie moznabylo zapisac dziecko. Berberowna uczeszczala na kolko,ktore zajmowalo sie upiekszaniem szkoly :) Na swiadectwie zostalo to oczywiscie uwzglednione!

Nasza szkola stara sie tez ograniczyc wejscia obcych osob na jej teren, wiec proszono, aby rodzice czekalina zewnatrz lub dzwonili domofonem:

Na zakonczenie roku tez nie bylo pompy i zadecia. Dzieci szly ostatni raz ( bez rodzicow ) na zajecia. Odbieraly swiadectwa. Znow bez apelu,mega prezentow dla nauczycieli i wyscigu szczurow.

Ja po ukonczeniu z Berberowna pierwszej klasy, jestem zadowolona i mam nadzieje, ze dalej bedzie fajnie w kolejnych latach edukacji.











poniedziałek, 11 sierpnia 2014

Takie tam wakacje :)

Wakacje, wakacje! Dla Berberzatek tak, dla nas juz nie bardzo. Ojciec zakuwa, ja zasuwam na swoj projekt, dwa razy w tygodniu, tylko teraz jeszcze Berberzatka musze ciagnac ze soba, albo przynajmniej jedno i deponowac u Pan Opiekunek.
Berberowna ma szczescie i chodzi z nasza swietliczanka i przyjaciolka do Mini-München.
Jest to przeswietna rzecz, miasto Monachium w miniaturze, dla dzieci. Znajduje sie w nim ratusz, ambasada, policja, szpital, restauracje i w ogole wszystko, co w przyzwoitym miescie byc powinno. Dzieciarnia moze pracowac, bawic sie i uczyc, kupowac za walute miasteczka jedzenie, nieruchomosci i przedmioty uzytku codziennego. Miasto dziala co drugi rok i wstep do niego jest wolny, kazdy dzieciak dostaje paszport, w ktorym otrzymuje pieczatki, ze wszystkich miejsc, w ktorych pracowalo i sie uczylo.
Berberowna jest szczerze zachwycona i ja tez, ze ma mozliwosc robic cos pozytecznego z wolnym czasem.
Kiedy wraca, dolacza do nas, siedzacych na placu zabaw, ktory okupujemy, gdy pogoda dopisuje, co w tym roku wcale nie jest oczywiste!
Nawet nie wiem kiedy zaczelysmy sie regularnie spotykac z jedna z przedszkolnych mam. Mieszka niedaleko i spotykalysmy sie czasem na placu. Teraz sie  po prostu umawiamy, kazda z nas przynosi jakies przekaski ( ona ze wzgledu na Berberzatka, zaczela nawet kupowac miski bez zelatyny ) i leci nam przyjemnie czas. Dzieciarnia sie bawi, my mozemy popytlowac, a ja juz nie czuje sie na placu, jak na bezludnej wyspie!
Jesli pada deszcz, to spotykamy sie u niej i pijemy sobie morozona kawe,a ze mamy podobne poczucie humoru, to nie musimy sie do niczego zmuszac :)
Berberowna produkuje ostatnio gumkowe branzoletki, wieczorami czyta w lozku, odwiedza swoja kolezanke z klasy. Ciesze sie, ze ma najlepsza przyjaciolke.
Teraz na dniach, Berberzatka sie pochorowaly i bylo widac, jak zle nam wszystkim, gdy ktos niedomaga. Berberowna lezy wtedy jak ryba bez wody, w przerwach miedzy slabosciami, umilam jej czas, to czytaniem polskich basni, to malowaniem paznokci u stop, to maminym przytulaniem.
Berberek przypomina wtedy siebie, gdy byl jeszcze maciupenkim chlopczykiem, mowi cichutenko i mocno przytula tate, oglada bajki i przysypia.
Nic to, ze trzeba wtedy przeorganizowac dzien powszedni, cos odwolac, wychodzic na zmiane na zakupy czy poczte.
Podgrzewam wtedy mleko na kakao, pieke ciasto z prawdziwa czekolada i slodkimi gruszkami, mierze temperature, bo chca miec pewnosc ile maja stopni.
Jednak najwazniejsze jest, ze za kilka dni sa znow zdrowymi rozrabiakami i moga mnie doprowadzac do szalu ;) Ze jesli bedzie ladnie, to mozemy pojechac nad jezioro, znow przesiadywac na placu i zwyczajnie chodzic do sklepu...








 Berberek mopujacy, chetnych, ktorzy chca posprzatac mieszkanie, prosze o pozostawienie komentarza :)



środa, 6 sierpnia 2014

Lipcowo- zdjeciowo 2014

Lipiec zawsze kojarzyl mi sie z wakacjami, dopoki nie zamieszkalam na Bawarii.
U nas wakacje zaczynaja sie dopiero 30go dnia tego miesiaca.
Pogoda byla w krate, czesto kwekalam, ze w listopadzie rzadziej musielismy wychodzic z parasolem.
Prawie caly lipiec trwal ramadan, zakonczony swietem i prezentami dla dzieciakow. Berberowna miala dwa zakonczenia pierwszego roku nauki, w meczecie i szkole, bylismy bardzo dumni z jej wynikow i postepow.
Przezylismy zabieg zebowy Berberka, odbyla sie pierwsza przedszkolna wycieczka, zepsul sie i naprawil laptop...
Jakos mniej zdjec robilam, nie wiem czemu, moze bardzije zabiegana bylam, moze weny nie bylo...






















niedziela, 3 sierpnia 2014

Sila i szalwia

Kolejny wieczor, roztrzepuje wode w wannie, az powstaje piana. Berberek okiem kontrolera ocenia, ze za duzo jej po stronie siostry i mam przesunac piane na jego strone wanny.
Jednoczesnie pyta - Kiedy psidzie tata- i kaze dzwonic, upewniac sie.
Po kapieli, ktora konczy sie lamentem przy myciu mu wlosow, czytam mu ksiazke, bo on czeka jednak na tego tate, ja wiem, ze zasnie, ale obywa sie przynajmniej bez klotni...
Sama czuje zmeczenie, po tym jak wczoraj sie zdenerwowalam glupim, pustym czlowiekiem, ktory kasa na oslep, jak wsciekle zwierze, ktory musi byc sam ze soba bardzo nieszczesliwy...
Nie potrafie, nie wziasc do siebie, wiec biore i mimowolnie czuje, ze albo on zabral mi troche mojej dobrej energii, albo oddal duzo tej niedobrej.
Moja Blondina mowi mi, ze nasz rocznik, ma rok sily! Cos w tym jest, ona przechodzi ciezkie chwile, ktore wyprobowuja czy ta sile posiada.
Ja mocuje sie z codziennoscia, czekaniem na niektore rzeczy, musze miec sile na organizowanie naszego dnia powszedniego, tak zeby Berberzatka zaprowadzic, odebrac, samemu zdazyc na swoje zajecia i jeszcze ten obiad, zeby dzieciaki mialy i zeby sie na placu pobawily. Wymieniamy sie w tych obowiazkach i uzupelniamy, jak umiemy!
Przyznaje, ze nieraz wieczorem, musze zebrac cale sily, zeby isc pod prysznic, ze pod wieczor, ciezko mi juz cierpliwie rozstrzygac klotnie rodzenstwa i sluchac kolejnej prosby o cos.
Burcze pod nosem, zeby dali mi spokoj, albo wyslali na bezludna wyspe.
Potem patrze na Berberowne, miedlaca przez sen wielkiego jednorozca.
Martwie sie, gdy Berberek spada z lozka i z jego malego noska tryska krew, az placze jak malenstwo.
Slucham czytanej przez juz- drugoklasistke opowiesci, w ktorej tez jest cos o jej imienniczce.
Chce zrzucic zdjecia z aparatu i znajduje zdjecie, ktore zrobili cichaczem, gdy nie widzialam.
Wiem wtedy, ze to dla nich warto duzo z siebie dac, codziennie starac sie byc lepsza, bardziej cierpliwa, przeprosic, gdy sie zganilo, wziasc ich na lody, pozwolic pomoc upiec ciasto, taskac dla nich zabawki przez pol miasta.
Wiem, ze w te wakacje nieraz nakrzycze, bo beda sie tluc, nieraz wlepie kare, ale bede sie starac, zeby byc fajna mama.
A na zle oko i zle duchy, spale liscie szalwi, bo Ola mi powiedziala, ze tak robili Indianie i ona tez tak robi w swoim domu.
Moze po jakiejs klotni, warto to zastosowac?






Ta fota mnie dzis zaskoczyla w aparacie :D