sobota, 25 marca 2017

Niemus

Nauczylam sie nie miec przymusu chcenia tego co wszyscy.
Nie mam tak, ze zobacze jakis ciuch, mebel czy kolor scian i musze, bo modne, bo maja kolezanki, bo jak to tak. nie miec?!
Nie chce brwi markerem od szablonu i niektorych ciuchow, bo mi sie nie podobaja, albo wygladalabym w nich idiotycznie.
Nie musze miec takich samych pogladow, jak ktostam, bo wypada lub nie wypada.
Nie chce uczyc Berberzakow, ze trzeba byc niewolnikiem rzeczy materialnych. Nie posiadaja czego dusza zapragnie. Tlumacze im, ze na ich potrzeby, a czasem zachcianki musimy ciezko pracowac.
Probuje wyjasnic, ze fajniej jest pojechac na urlop i zbierac wspomnienia, robic zdjecia i poznawac ludzi, niz miec drogie buty, ciuch czy telefony.
Zdaje sobie sprawe z tego, ze przyjdzie czas buntowania sie i chcenia takich to, a takich dzinsow czy plecakow, modnych fryzur czy makijazy, ale probuje zaklac i odwlec ten moment jak najdluzej.
Niezmiernie cieszy mnie wiec, gdz z kartonu po szafie powstaje baza. Taka piekna z drzwiami i oknem, poduchami, kocami i lampkami.
Z bazy slychac smiech i mlaskanie podczas spozywania platkow z mlekiem.
Zapewnia tez ona rozejm miedzy wiecznie tlukacymi sie Berberzakami.
Cieszy mnie ochocze pieczenie ciasta, nawet jesli Berberowna w pierwszym podejsciu zapomina o dodaniu jajek i podczas robienia lukru z dwoch lyzeczek wody, robi jej sie wody pol miski.
Meczace wydzwanianie domofonem z dworu, bo mamo daj wode, jedzenie, pilke, upewnia w tym, ze maja czas byc dziecmi i jeszcze nie musza, a moga.
Moga pachniec wiatrem, gdy przychodza do domu i moczyc sie w wannie z zabawkami i jesc kanapki, przeplatane ciastkami, bo jest weekend i dziecinstwo.






czwartek, 16 marca 2017

Trudno je spisac

Nie pisze, co nie znaczy ze nie mam nic do powiedzenia.
Czasem gdy przysiade chwile spokojnie, gdy pijac kawe podczas wykradzionych, samotnych chwil paru wystawiam twarz do niesmialego slonca, zlatuja sie mysli.
Przysiadaja obok talerzyka z ciastem, wpadaja do filizanki z kawa i chichocac cichutko przeplywaja ja zabka.
Mysli moje zbijaja sie w litery i slowa, a nastepnie zdania, jak czarne kruki, zlatujace sie w jedno miejsce.
Raz skacza chaotycznie, nie pozwalajac mi za nimi nadazyc, sa jak niesforne dzieci taplajace sie w blocie, a innym razem zmeczone i spokojne, jak staruszek po dlugiej i ciezkiej zimie.
Nieraz bardzo chce pisac, ale lazienka sie sama nie wyszoruje, obiad sam nie ugotuje, dzieci same nie uzdrowia.
Czerwony paznokiec dziwnie nie komponuje sie z szorowaniem kafelek, mysle sobie.
Marzenia o egzotycznych wakacjach nie pasuja do zbierania kazdego grosza.
Tanczenie w kiblu i strojenie glupich min do lustra niby nie przystoja matce 35+.
Jednak wszystkie mysli niespisane, podlogi raz poplamione, raz umyte, skryte i jawne marzenia, choroby przemartwione, dni przepchane, powieki o 21szej opadniete, piety szorstkie, sumienie z wyrzutem, sny wolajace mnie morska bryza, Berberomaz doprowadzajacy do szalu, wlos srebrzacy sie spod farby, rechoty do najukochanszych na swiecie osob przez telefon, to wszystko przeciez ja.
Moja rodzina i ja, moje zycie, moje smutki i radosci.
Mysli mnie tworza, wykanczaja, definiuja, pomagaja, utrudniaja.
Mysle wiec jestem
Mysle wiec mnie nie ma
Mysl mnie ukrywa
Mysl mnie oslania
Mysl czlowieku