piątek, 27 maja 2016

Spontaniczne szczescie

Ferie nas nie rozpieszczaly.
Nie moglismy nigdzie wyjechac, a pogoda tez byla raczej barowa, pod psem, czy paskudna. Jak kto woli. Kilka ulewnych i zimnych dni bylo przerywanch np. cieplym i slonecznym weekendem.
W te cieple pogody wyruszalismy wiec do pobliskiego parku, na ktorym mozna skorzystac z ogromnej zjezdzalni, labiryntowych drewnianych domkow, siatek i pompy wodnej. Odkrylismy go przypadkiem, w trakcie spaceru po Ostparku.
Wczoraj z kolei, postanowilismy spontanicznie ruszyc na grilla, nad nasze niegdys pobliskie jezioro. Bardzo je lubimy i mamy do niego sentyment, wiec nie przejelismy sie, ze teraz droga sie nieco wydluzyla.
Byl to strzal w 10tke, bo nie byl to wypad pt. -Dzien Matki, koniecznie sie postarajmy i zrobmy mamie przyjemnosc-.
Swoja porcje uwagi dostalam juz w niemiecki Muttertag.
Zreszta, czyz nie mamy naszych Dni Matek codziennie?
Od dnia pierwszego, gdy po meczarniach i bolach, z koltunem na glowie i czerwonym okiem spogladamy na nasze dziecko, poznajemy sie z nim i uswiadamiamy sobie, ze juz nic nie bedzie takie samo.
Gdy ryczymy, bo postawilo pierwszy krok, bo po przeplakanych nocach wyszedl pierwszy zab, bo pierwszy zab zostal wyrwany, bo poszlo do szkoly, szkole ukonczylo, podalo nam kawe, obdarowalo wlasnorecznie zerwana stokrotka, pomoglo zamiatac, powiedzialo kocham Cie?
Jeszcze intensywniej odczuwamy nasze Dni Matki, gdy zwlekamy sie rano z lozka, popedzamy, zeby sie umylo, zjadlo, ubralo.
Gdy umieramy ze strachu, bo spoznia sie z tej pierdzielonej szkoly 15 minut i wygladamy co chwila przez okno, gdy myslimy wtedy, ze na zadne imprezy toto chodzilo nie bedzie, bo zawal murowany.
Gdy walczy na zawodach i ktos nim o mate rzuca, albo wdeptuje w murawe, a my myslimy, ja bym Ci pokazala, zostaw moje dziecko.
Gdy choruje, gdy placze, gdy doprowadza nas do siwizny lub rwania jeszcze nieosiwialch wlosow z glowy.
Tak sobie o tym wszystkim wczoraj myslalam siedzac szczesliwie na laweczce nad lazurowym wrecz jeziorem i patrzac jak Berberzaki wyciagaja z tegoz jeziora jakis ogromny konar, jak Berberzak udajac, ze zjada bagietke sfutrowuje ja kaczkom, bedac w tym momencie jednym wielkim szczesciem.
Czulam to odkrywajac przepieknie umajona lake, na ktorej nie bylo zywej duszy i bedac slepa na to, ze bialy tshirt Berberowny czesto kontaktuje sie z owa laka, bo probuje ona zrobic kolejna gwiazde i czolgac sie na kolanach, zeby nikt tego pieknego miejsca nie odkry.
To sa dni szczesliwe spontanicznie, bez przymusu, wydawania worka kasy, bez planu.
Skrecamy w inna sciezke i odnajdujemy cos fascynujacego, zupelnie jak w zyciu, czyz nie?















czwartek, 19 maja 2016

Szisza w ramce

Mieszkamy juz pelna geba. W koncu jestesmy tu od prawie 2 miesiecy.
Berberzaki maja nadal syndrom przyklejonych do tylka dzieci. Zamiast w swoich pokojach siedza w stolowym lub zamykaja sie w naszej sypialni, po to zeby udawac iz nie napierdzielaja po lozku, robiac glupie miny do swoich odbic w lustrze szafy.
Rano zwlekamy sie z lozek i zawozimy do szkoly, z przesiadkami i modlitwami o brak meneli na torach, usterek trakcji itd.
Ja wracam, po to aby ogarnac chate i wrocic do roboty.
Teraz mamy ferie i jestesmy oszolomieni wysypianiem sie i paletaniem po katach, tudziem mozliwoscia posprzatania katow, o ktorych ustnieiu normalnie chcemy zapomniec.
W ferie pogoda nas nie rozpieszcza, a raczej wredna jest w grzyb, bo leje, a ja nie lubie plywac na spacerze i Berberodzieci tez nie.
Czasem lapiemy chwile sloneczne i wtedy jest fajnie, cieszymy sie bzem, dmuchawcami i cieplem.
Kiedy bylo wrecz goraco pojechalismy nawet posiedziec nad jeziorem dla snobow i wypic oblednie droga kawe. Widok na Alpy i szum niebieskich fal stlumil na chwile nasza tesknote za porzadnymi wakacjami, ktora odbija sie czesto czkawka i przejawia ogladaniem zdjec z Djerby czy Wloch i wzdychaniem oraz natarczywymi prosbami Berberolatorosli pt. My chcemy do Tunezji.
Szczerze, ja jestm chyba poludniowcem, jakas moja praprzodkini chyba sie zapatrzyla podobnie jak ja, na jakiegos sniadego pana. Niemiecka sztywnosc i wciskanie w ramki za wszelka cene mnie meczy, patrzac na niektorych ludzi zastanawiam sie jak potrafia zyc, bez wyrywania sobie wlosow z glowy i obgryzania paznokcido krwi. Berberoojciec nazywa to wspolczesnym niewolnictwem, to zycie po to aby pracowac i byc w kancik, a nie pracowanie po to zeby zyc.
Pocieszam sie, ze jak Berberoty podrosna, to bede jezdzic po Malediwach i Kubach, a jak na glowie bede miec siwa trwala, to zamieszkam na Tunezji, a wnuki i inni beda nas odwiedzac, bedziemy chodzic na kurosanty z widokiem nad morze, palic jablkow szisze i plesc glupoty.
Trzymam sie tej wersji, zwlaszcza gdy leje w maju...