niedziela, 10 lipca 2022

Znaki

 Coś huknęło, obejrzałam się za siebie i zobaczyłam, że spadła moja makrama ze szklanym okiem proroka, wisiała w tym samym miejscu od roku. No nic, nie potłukła się, więc schowałam ją do szuflady.

Po kilku dniach potłukło się oko proroka w zawieszce do kluczy, nadal nic sobie z tego nie robiłam.

Cieszyłam się już na wyjazd do Tunezji, mieliśmy lecieć 3 czerwca. W dzień dziecka rozmawiałam z mamą przed pracą, drugiego rano nie odbierała, więc postanowiłam się dodzwonić po robocie, pakując walizkę. Nadal nie odbierała, a ja naprzemian pakowałam letnie ciuchy i dzwoniłam, w sumie 28 razy.

Zaczęłam mieć dziwne przeczucie, że coś się stało, więc zaalarmowalam sąsiadów, poprosiłam, żeby weszli zapasowym kluczem.

Weszli, a potem rozmawiałam już z pogotowiem i słyszałam zwroty udar niedokrwienny, niedowład, afazja...

Mam kilka Anielic w swoim najbliższym otoczeniu, więc zanim zdążyłam trzeźwo pomyśleć, już miałam ogarnięty transport do Polski. W piątek, licząc się z najgorszym scenariuszem jechałam do domu rodzinnego. Pierwszy raz do pustego.

Następne 3,5 tyg. minęło mi w podobnym rytmie, szpital, odwiedziny, mówienie do mamy, która rozumie, ale nie potrafi odpowiedzieć, telefony, czekanie na autobusy.

Walka ze sobą, żeby nie płakać, żeby nie siedzieć bezczynnie, żeby jeść, sprzątnąć, nie zasnąć na stojąco. 

Znowu moje Anioły, z którymi się śmiałam, jadłam pizze, piłam kawy, omawiałam strategie na czas, gdy mnie nie będzie na miejscu. Te osoby pomogły mi tak bardzo, że aż trudno to ująć w słowa.

One przejęły ode mnie sprawczosc na czas, kiedy ja mam ją tylko zdalnie, one pocieszały i odwracały uwagę od czarnych myśli.

Powiem Wam jedno, ciężko jest wiedzieć, że nie można nic zmienić, że nie ma się wpływu na to co się stało. Ciężko nie kłaść się na łóżku na wysoko ułożonych poduchach i nie opowiadać mamie tego, co się robiło w pracy czy w domu. 

Ciężko nie mieć wyrzutów sumienia, że nie Ty się opiekujesz mama.

Ciężko obciążać kogoś obowiązkami, które powinny należeć do mnie, gdybym była na miejscu i prosić o pomoc, gdy lubisz być tym, który mówi zróbmy to tak, a nie inaczej.

Mam taką taktykę. Planuje na góra kilka dni w przód i mówię sobie, że na wszystko przyjdzie czas i rada.

Tak jak przed tym wszystkim spadły lu potlukly się oczy proroka, które mają chronić przed złym spojrzeniem, tak w trakcie mojego pobytu w domu pojawiła się podwójna, piękna tęcza, która jest na pierwszej fotce. Uznaje ją więc za dobry znak.

A  do Was mam prośbę. Dzwońcie do swoich bliskich, którzy mieszkają sami codziennie, a jeśli coś Was niepokoi, nie bójcie się stawiać wszystkich w stan gotowości.




















wtorek, 22 lutego 2022

Motywy

 Chwilę przed zaśnięciem migoczą mi czasem w głowie naprawdę dobre zdania, słowa, akapity, a potem przychodzi poranek i zmywają się wytarte ręcznikiem, rozsmarowują wraz z masłem na kanapkach dzieciaków, giną wśród swoich pospolitych kuzynów, powtarzanych codziennie. Przecież nie porównamy takiego -masz klucz?- do -błękitu przestworzy oceanu-, albo weźmy taką znielubiana -maseczkę- i postawmy ją obok -lodów z polewą toffi-...?

Na mojej stałej trasie na linii dom-robota i nazad, towarzyszy mi wiele myśli. Od tych, że na pewno o czymś zapomniałam, że ziemniaków pewnie nie ma, że kiedy to ta wizyta u ortodaty? po te, że o Panie! Jakie piękne chmury, a ta śmieszna trawka, która porasta murek, to tak cudnie w słońcu wygląda, nic tylko fotki robić.

Wtedy też przystaje, znajduje tą minute i kadruje, łapie ostrość, oglądam efekt na wyświetlaczu. Myślę na przykład, że deszcz się na coś przydał, bo piękne się krople układają na liściach lub owocach krzaków różnych.

W tramwaju czasem, aż chciałabym mieć notes, bo coś mi odkrywczego wpadnie do głowy, ale ja przecież nie noszę notesu przy sobie, a poza tym mam dłonie zajęte siatami i jeszcze złośliwie stukot tramwaju po szynach przegania mój geniusz.

Mało piszę, codzienność zawieram w większości w zdjęciach i wiem, że motywy są zawsze, ale często brak motywacji.
















niedziela, 22 sierpnia 2021

Wenecja na spontanie

 Urlop w sierpniu? U nas zawsze wyglądało to tak, że Berberoojciec dostawał wolne na samą końcówkę tegoż wakacyjnego miesiąca i na początek września. Zdziwienie zapanowało więc ogromne, gdy tym razem okazało się, że dostapi laski prawdziwych,wolnych, letnich 2 tygodni.

Ci z Was, którzy są z nami dłużej wiedzą, że my nasze wakacje rodzinne, mamy albo w Wielkanoc, albo w Zielone Świątki. Tym razem wypadło na te drugie i polecielismy do Turcji.

Jako powsinogom żal nam się jednak zrobiło tego sierpniowego urlopu i poszliśmy na kompromis, którym okazały się 3 dni w Wenecji, bo resztę przestaliśmy w kolejce do testów, ale o tym później.

Zaplanować taki wyjazd z Monachium, to naprawdę nic trudnego. Skorzystaliśmy z opcji Airbnb i z przejazdu pociagiem z Deutsche Bahn. 

Szukając mieszkania zawsze patrzymy na cenę i na to jak jest ono położone. W Wenecji okazuje się to dość istotne, bo jeśli znajdziecie kwaterę na wyspie, do której można się dostać tylko drogą wodną, to będzie to drogi interes. 

Obczajcie sobie też realny wygląd okolicy, żeby nie było żalu, no i poczytajcie opinie o gospodarzu Waszego lokalu. 

My polecamy dzielnicę Venezia Mestre, ponieważ autobusem linii nr.2 dostaniecie się bezpośrednio na główny dworzec autobusowy przy Grande Canale, a w jedna stronę zapłacicie od twarzy 1,5€. Dzieciaki do 6 roku życia natomiast jadą w gratisie.

Na tej dzielnicy warto poszukać czegoś niedaleko dworca, my mieliśmy z buta 2 min i również 2 min do dobrze zaopatrzonego supermarketu. 

Jadąc pociągiem z Niemiec bierzcie bezpośrednie połączenie z Monachium do Venezia Santa Lucia, bo z przesiadkami może być lipnie. My mieliśmy opóźnienie już na początku i dziękuję bardzo potem latać z dziećmi i bagażem po nieznanych dworcach. Jeśli macie hotel lub mieszkanie w Venezia Mestre, to wysiadacie na tej stacji, to też duży plus.

Jeżeli nie zalapiecie się na promocję, to przynajmniej jest luksus, że do 24h przed wyjazdem, możecie powiedzieć : pierdole, mam inne plany i dostaniecie całkowity zwrot kosztów.

W DB dzieci do 15 roku życia jadą za darmo,więc wycisnelismy jeszcze wiek Berberowny jak cytrynę, bo od grudnia już będzie buliła za przejazdy w niemieckich pociągach.

W chwili obecnej wyjeżdżając do Włoch musicie wypełnić elektroniczną deklarację i tu mnie wzięło zdziwienie, bo była najbardziej mozolna z tych, które wypelnialam. Uwaga! Jesli jada z Wami osoby niepełnoletnie, to podłączacie je do deklaracji jednego z opiekunów. Dla niezaszczepionych i nieozdrowiencow obowiazuje aktualny test antygenowy lub pcr. 

Nam w pociągu nikt tych dokumentów nie sprawdzał, ale wiecie jak to w życiu bywa. Dziesięć razy nikt nic nie chce, a za jedenastym płacz.

Nie będę Wam tutaj polecać konkretnych knajp, muzeów, czy tam hoteli, bo był to nasz wyjazd spontaniczny i niskobudzetowy. Był pomyślany pod kątem tego, żeby pojechać, przejść się uliczkami Wenecji, napić kawy, zobaczyć coś nowego, chłonąć włoską atmosferę.

Oczywiście polecam wygodne buty, otwarte oczy i umysł, wolna reke na gelatto i na wyciagniecie zaskorniakow na kawiarnie nad kanałem.  Musicie też  wypić aperola, którego w Wenecji serwują z oliwka i zjeść pizzę, chociaż akurat ten rejon nie jest z niej znany.

My w pierwszy dzień przeszliśmy 20km uliczkami i mostami miasta, zobaczyliśmy mnóstwo pięknych budynków, placyków i kanałów. Punktem kulminacyjnym był Plac Świętego Marka, bo ten akurat chcieliśmy obejrzeć  i naprawdę zrobił na nas ogromne wrażenie.

Po tym jak wydaje się, że Wenecja to tylko kamieniczki w wodzie lub nad wodą i mosty, mosteczki i mostki oraz kawiarnie i kawiarenki wychodzi się na ten ogromny, piękny plac. My mieliśmy szczęście, że było słonecznie, więc moja pierwsza myślą było, że wszystkie budynki są idealnie białe na tle błękitu. Historia Placu sięga IX wieku i zaczyna się od wybudowania Bazyliki Św. Marka. Znajdziecie tam też Pałac Dożow i dwie charakterystyczne kolumny, które wskażą Wam drogę nad kanał.

Drugi dzień to wycieczka tramwajem wodnym do Murano i Burano.

W tej kolejności, bo płacąc 20 euro od osoby ( stąd ostrzeżenie przed wyborem kwatery) za całodniowy bilet na tramwaj wodny średnio opłaca się popłynąć tylko w jedno miejsce.

Uwaga! Na tym bilecie możecie korzystać z wszystkich środków komunikacji miejskiej i to nieskończona ilość razy przez 24h!

Murano, to właśnie Wyspa na która zostały dla bezpieczeństwa przeniesione wszystkie piece  szklarskie i na której produkuje się szkło już od XIIIw. Murano słynie na cały świat ze swoich wyrobów szklanych, ponieważ są filigranowe i kolorowe. Znajdziecie tutaj biżuterię, magnesy, bibeloty, ale również ogromne wazony czy żyrandole z tego przepięknego szkła.

Można też oczywiście zwiedzić Muzeum Szkła i zachwycać się architekturą.

Stąd dostaniecie się Vaporetto, czyli tramwajem wodnym nr.12 na Wyspę Burano i powiem Wam, że ona sama w sobie robi ogromne wrażenie, ponieważ słynie z kolorowych domów. Z koronki też, ale te domki, to magia.

Domy owe nie powstały dla gawiedzi żadnej instafotek, ale dla ochrony rybaków wracających z połowów. Mgły wokół wyspy, które utrzymują się przez długi czas w okresie zimowym były dla nich niebezpieczne i wtedy podobno zaczęto malować domy na intensywne kolory. Wiadomo, lepsza widoczność i sława jako efekt uboczny.

Mało tego, nie można sobie powiedzieć, mam to gdzieś, chce mi się jakiegoś zwykłego, szarego domku, bo każda zmiana koloru musi być zgłoszona władzom miasta, a sam odcień zatwierdzony. Jeszcze do tego powinien być kontrastujacy do koloru sąsiednich budynków. 

Tak wyglada przepis na magiczną wysepke, której foty w internecie to nie przeróbki, ale rzeczywiste odzwierciedlenie stanu rzeczy.

Wybierając się z Murano do Burano warto to zrobić rano, bo inaczej będziecie jak my stać w mało komfortowej, ogromnej kolejce na prom. U nas pyknela godzina, ale nie marudzilam, bo bardzo chciałam tam popłynąć.

Trzeci dzień to rozpoczęcie naszej przygody z kolejka do testów, które są od 01.08 wymagane od każdego wracajacego do Niemiec z wojaży, oprócz zaczipowanych i tych co chorowali.

Jako, że Czerwony Krzyż testuje za friko na Stacji Santa Lucia, to w sobotę stanęliśmy optymistycznie w kolejce. Była gigantyczna i się nie przesuwala, a ja obserwując jedna Panią na samym jej początku, która stała tam jak kołek, stwierdziłam, że to się udać nie może. Po 2h stania potwierdził to jeden z dracych już z daleka papę  pracowników, który wyszedł do gawiedzi i oznajmił, ze koniec i kropka, odtąd czas oczekiwania 3h. A że testowali jeszcze tylko przez godzinę, to rachunek był prosty. Poszliśmy się jeszcze poszwedac i wypić kawę nad kanałem. Ceny są oczywiście takie, że można wpaść z wrażenia do wody, no ale jak trzeba, to trzeba. Tu zwróćcie uwagę na coperto, czyli opłatę za sam stolik lub pojedyńcze miejsce, bo można się zdziwić przy rachunku.

Dzień wyjazdu, to masakra i tragikomedia. Pobudka kwadrans przed szóstą i strzała na Święta Łucje! Tam dzień świstaka, o 7:30 taka sama kolejka jak wczoraj o 10:30. My z walizkami i nadzieja w oczach, przecież  musi pęknąć tym razem. Po 4,5 h w kolejce, info, ze pociag o godzinę wcześniej niż planowo i chyba 20 osobami przed nami w ogonku mówimy pas. Nie damy rady się przetestować. Normalna kumulacja, tyle że negatywna. Nie pozostało nam nic innego, niż bez kwitkow  jechać do domu. Ja relaksowalam się czytaniem Detektywa i kompulsywnym żarciem, reszta to kimala to dłubala w telefonach. Na widok młodych mężczyzn w mundurach na granicy austriacko-niemieckiej przyspieszył mi puls, ale tylko nam zajrzeli w przedział. 

Także, oprócz naszej drogi powrotnej, mogę ze szczerego serca polecić Wam Wenecję. My zaledwie jej liznelismy*, ale jest tam wiele pięknych zakamarków i wysepek do odkrycia.

*A! Apropos lizniecia, mają tam sklep firmowy Magnum, w którym za zbyt duża kasę, możecie sobie skomponować ich gelatto na patyku sami i zjeść je z widokiem! Byliśmy, ale raz w życiu nam wystarczy :)

UWAGA! W Wenecji nie wolno siedzieć i jeść na schodach, pływać w kanałach, karmić ptaków i jeździć na rowerach i hulajnogach (nie wolno ich nawet prowadzić)


Nasza miejscówka









Wymysł wenecki, Aperol z oliwka


Widzicie jaka ta wieza jest krzywa?


Oni nie chcą fotek, a tutaj tak fajnie ich załapałam 















Ale się Pani zagrała z budynkiem







Przystanek Vaporreto




Hiperrealistyczna rzezba Carole A. Feuerman






Kolumna z Lwem Św. Marka


Pałac Dożow



Bazylika Św. Marka



Mogłabym mieć takie okno, ale kto by myl te szklane baloniki?















Ale, ale, Aleksandra :*









Bardzo klimatyczna sypialnia


Widok z pociągu, gdzieś w malowniczej Austrii 

Jeszcze przypis ode mła: 

Bilety na Vaporetto opłacają Wam się najbardziej kilkudniowe, bo jednorazowy przejazd to 7,5€, całodobowy 20€, dwudniowy 30€, na 3 bodaj 40€ i chyba tygodniowe mają też.

Ceny są odgórnie ustalone przez miasto, więc jeden kij czy kupicie w kiosku czy w automacie. Bilet wygląda jak karta, która jednak nie ma kodów qr lub kreskowego. Należy ja przyłożyć do skanera w autobusie lub do bramki przed wejściem na prom.

O matulu, fotki macie od końca do początku, tak m8 dodało, a wiec niech tak zostanie.