niedziela, 28 maja 2017

Djerbahood- magiczne miejsce

Moim głównym celem w trakcie naszego ostatniego urlopu na Djerbie było zobaczenie projektu Djerbahood. Powstał on w roku 2014 i jest to po prostu galeria murali w wiosce Erriadh. W zasadzie, to nie tak po prostu, bo Erriadh to piękna djerbijska wioska, w której od wieków, w zgodzie mieszkają Muzulmanie i Zydzi i którą na swoje muzeum pod chmurką wybrał tunezyjski artysta Mehdi Ben Cheikh. Po zdobyciu odpowiednich zezwoleń i zgody mieszkancow wioski, artysci z 30 krajow zaczęli tworzyć swoje dzieła. Na poczatku wiele osób podchodzilo do tego sceptycznie, ale dziela, chociaż czasem zamalowywane, jednak trwają do dziś.
Morskie powietrze nie sprzyja takiemu rodzajowi sztuki, ponieważ malunki po prostu zaczynają schodzic platami, Ben Cheikh zaczynajac projekt, zdawał sobie z tego sprawe i było to jego zamierzonym działaniem. Chciał on, aby galeria stała się częścią codziennosci mieszkancow i wyspy i zeby z czasem się zmieniala.
Jednak jeśli chcemy podziwiac chociaż część dzieł w ich całej okazałości, to warto sie pospieszyć.
Dla mnie spacer po pieknych, ukwieconych uliczkach Erriadh byl niesamowitym przezyciem. Berberzaki co chwile mnie wolaly, odkrywajac to jednorozca, to wesola taksowke, rybki lub piekne kaligrafie. Podazalismy sladem taksowkarza z kilkuosobowa grupa, aby za zakrętem zobaczyć kolejne piękne murale. Pstrykalam zdjęcia i cieszyłam się jak dziecko, że na oknie siedzi kot, jak żywy, albo że hijab szwagierki idealnie dobral się kolorem do hijabu postaci na ścianie.
Uwazam, ze Djerbahood to miejsce magicznie i sposob na niezapomniana wycieczke.
To niezwykle jak sztuka i zwykłe życie wyspiarzy przeplatają się tutaj ze sobą, stanowią spójną całość, a obrazy street art są po prostu tak piękne, że aż zapierają dech.
Wiem, ze jesli znowu bedziemy na Djerbie, to tam pojadę i odkryje kolejne obrazy, które nie chcialy nam się ukazac tym razem. Np. jednego szukałam zawzięcie i go nie znalazlam, moze to bylo po prostu zaproszenie?








































niedziela, 7 maja 2017

Berbery u siebie

Nie było nas trzy lata. Minęły jak jedna chwila, naszą tęsknotę wciskalismy w głąb szafy i zaslanilismy obowiązkami dnia powszedniego. Czasem wylazila przy okazji słuchania muzyki, rozmów czy odgrzebanych przez twarzoksiążkę zdjęć.
W końcu jednak samolot uniósł nas w górę i nieważne stało się wszystko. Praca, podatek do rozliczenia, sprawy niezalatwione. Juz po chwili wyspa mrugala do nas wieczornymi światłami i poczulismy, że jesteśmy u siebie.
Djerba przywitała nas leniwymi celnikami i Panem taksówkarzem, który 2 z naszych walizek przymocowal na dachu, bo jak się nie da, skoro się da :)
W hotelu byliśmy drugimi gośćmi i dostalismy nawet apgrejda w postaci apartamentu, bo Berberoojciec zakwilil, że pokój głośny trochę i Berberzakom ciężko spać będzie.
Byliśmy więc zachwyceni i obsługą i widokiem na pomarańczowy ksiezyc za oknem, szumem morza i wiatru, wszystkim właściwie. Stan ten nie miał się zmienić również następnego poranka, gdy Berber obudził mnie po 6tej,  bo mu się zegarek w telefonie o godzinę nie przesunął. Nie złościłam się nawet specjalnie, bo w końcu urlop, człowiek ciekawy co na sniadanie i znów widok na różowe od wschodu słońca niebo i morze.
Tak to ja mogę wstawać psze Państwa!
Po śniadaniu była plaża i ten terapeutyczny szum fal! Berber wynajął auto i udaliśmy się do rodziny. Berberzaki omal nie wyszły z siebie z radości. Arabski im wskoczył na wyższy level i godzinami napierdzielali w nogę z kuzynostwem. My z kolei snulismy opowieści przy herbacie z prazonymi orzeszkami.
Tak nam upływaly kolejne dni, na spotkaniach rodzinnych i z przyjaciółmi, na chodzeniu po targu, siedzeniu w kawiarni, podziwianiu widoków i życiu. Życiu bez biegu, wiecznego deszczu, bez zegarka w ręku. Życiu pełną gębą!
Ciężko było wracać, ciężko mówić dowidzenia, robić ostatnie zjecia, zapamiętywać zapachy, zamykać słońce w brazie skóry.
Jedno możemy obiecać, dopóki będziemy mogli dopóty będziemy wracać: do ludzi, do błękitu morza, nieba i drzwi, do wołania muzeina na modlitwę, do domu...
Specjalne podziękowania dla Basi i Moniki za wspólne zasmiewanie się z wszystkiego.

Myślę, że zdjęcia pokażą Wam nasz urlop lepiej niż słowa.
Chciałbym stworzyć jeszcze dwa posty dotyczące Djerby. Zobaczymy Czytacze :)