wtorek, 24 czerwca 2014

Miedzy ziemniakiem a matematyka

Wchodzimy do domu po zajeciach plastyczno- technicznych Berberowny, gary stoja, wiem, ze Berberek zaraz zacznie swoja mantre
 - jestem glodny, jestem glodny-.
Berberowna musi dokonczyc mate, ale koniecznie, zebym ja pomogla, chociaz wiem, ze sobie doskonale poradzi... Ta pomoc, to bardziej dla towarzystwa jest i tak przekladam ziemniaki do pojemnika i wsluchuje sie w 18-5 ist 13, 9+ 3 ist 12, po niemiecku, bo ona przy lekcjach mysli tylko po niemiecku.
Otwiera sie lodowka, to Berberek odkryl mizerie ( jak Berber sie z niej smieje, za kazdym razem gdy jest na obiad, no bo przeciez kojarzy to slowo z francuskim  misére, ktore ozn. wielkie nieszczesie )
-Nie synu, nie na fotelu- to ja powtarzam swoja mantre i wycierajac rece scierka kuchenna, znajduje mu miejsce dogodne do konsumpcji lubianego dania.
W kuchni dalej slychac liczenie, odejmowanie i dodawanie do dwudziestu, matko, niedlugo skonczy pierwsza klase, kiedy to zlecialo, kiedy przeszlo? Szok!
Nastepna szklanka umyta, kolejny  talerz laduje w pianie.
Wolam w pokoj - Ciszej ta bajke, ciszej! -
Z mokrymi rekami w powietrzu sprawdzam slupki, zgadza sie, dobrze...
- To moge loda?- No czemu teraz pytasz, czemu? Przeciez widzisz, ze ten mizerie je!
- Ups, zapomnialam...
- Mamo, moge tes loda, nie cie jus mizeli- uff wiedzialam
Jeszcze garnek, jeszcze patelnia
- Wynies po sobie papierek i nie wis tak przy telewizorze
Moze by im cos poczytac? No nie chce mi sie, nie chce...
Dobrze, ze przynajmniej pojechalam dzis z Berberkiem na kawe, jak starsza byla na zajeciach ( nie oplaca mi sie na niecala godzine do domu ), to troche sie odprezylam. Chociaz potem juz bylo
- Choc jus do domu, a podziemy po Ines?
No tluka sie, kloca, a jak jedno gdzie indziej, to drugie sie upewnia, czy aby na pewno przyjdzie i kiedy, po to zeby dwie minuty po powrocie do domu zaczela sie walka, o kazda duperele.
O matko! Antybiotyku nie lyknelam, musze koniecznie jak wrocimy do domu, to juz akurat bedzie wiecej niz godzina po tym latte macchiato i z tej swietlicy nie daja znac, a ten papier chcialam odeslac jak najszybciej, tja Berber przerywa mi telefonem moje stukanie w klawiature
- Dzwonili ze swietlicy, powiedzialem, ze oddzwonisz!
Jutro pobudka o 6.35, nawet nie wiecie jak mnie to meczy, jak mi ciezko sie wstaje, przeciez ja juz do szkoly wstawalam, buuu i to tyle lat.
Wylozylam jej letnie ciuchy, a tu znow leje
- Masz dziecko ten sweter, bo zimno i parasol
- Ok, kocham cie mamo, pa
Codzienny obrzadek, ale to dobrze, to takie male wyznaczniki dnia, tu jakies slowo, tu powtarzalny gest, sytuacja. Te wszystkie male kotwice, miedzy ziemniakiem a matematyka, miedzy mizeria a bajka, miedzy placem zabaw a  swiezym ciastem.
Kazdy z nas je ma, w tym codziennym mlynie spraw, kazdy czlowiek, kazda rodzina...
Bez nich mi dziwnie, bez nich nieswojo!
Chyba nie bylabym bez nich szczesliwa...












2 komentarze:

  1. Ja mam podobnie z tym jedzeniem. Tylko ze pan tata zawsze o deser pyta lub sobie z kuchni PRZYNOSI i ostentacyjnie przed JJ'em ktory jeszcze obiad zajada, stawia na stole i palaszuje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To kare Panu Tacie wlepic, na tydzien zakaz deserow :)

      Usuń

Jesli nie widzisz swojego komentarza, oznacza to jedynie, ze rowniez ja go jeszcze nie przeczytalam i ze czeka sobie na moderacje :)