czwartek, 10 lipca 2014

Taki dzien...

Wstaje i znowu slysze, ze leje...
Lato przeciez jest! Lato! Nic to, przeciez na Bawarii i tak jeszcze rok szkolny, wstajemy wiec, najpierw ja z mojego przytulnego kata za szafa, potem pyrtam Berberowne, spiaca na gornym pietrze lozka Berberzatek.
Uff, ruchy mam zaspana, ale celowe, wiem co po kolei, tosty, drugie sniadania, woda i popedzanie, popedzanie.
Czasem brakuje mi energii i mysle, ze kuzwa, moglaby jakas babcia odebrac ze szkoly, albo z przedszkola, albo ugotowac obiad, albo... ale trzeba to albo samemu przerobic, ogarnac i zorganizowac.
Wczoraj tez, zapowiadalo sie, ze standartowo poplynie dzien ( znow wodno- deszczowa terminologia ).
W przedszkolu Pani Dyrektor chciala ze mna rozmawiac, myslalam, ze w sprawie wycieczki w przyszlym tygodniu, na ktora tez mam jechac z dzieciakami przedszkolnymi. Polazlam wiec do biura, a tam na stole pole slonecznikow! Okazalo sie, ze dziekowala nam, czlonkom komitetu rodzicielskiego za wspolprace. Kazdy dostal doniczkowego slonecznika, bombonierke i wlasnorecznie przez P. Dyr. zrobiona i wypisana kartke.
Usmiech wyszedl mnie na twarz, jakos humor sie poprawil, bo taki fajny gest z rana.
Poplynelam wiec pod parasolem na swoj kurs, zahaczylam o piekarnie, zeby cos na drugie sniadanie miec. W oko wpadl mi mini- sernik, poprosilam, a pani mi z usmiechem pakuje dwa, bo - wie pani, ten jeden byl uszkodzony-.
Znow cieplej na sercu sie zrobilo, pewnie tez bylo widac, ze jestem w dobrym nastroju.
W szkole mej, poszlam za potrzeba :) Patrze jakis papier na podlodze sie wala, ale coz to, to 10 euro. No ze ja? Ta co w totka, to nawet trojki nie trafia, ta co szybciej zgubi, zapomni, niz znajdzie.
Pokicalam juz cala w skowronkach do mojej, nadwyrezonej nieco ogladaniem meczu, szkolacej i plotkujac, napisalysmy podanie o fajna prace.
Bo my sie lubimy i jak mamy ta godzine do wykorzystania, to zawsze sobie poplotkujemy, ona mnie motywuje, mowi, ze chcialaby wiecej takich podopiecznych jak ja, bo jestem dokladna i zorganizowana.
Poszybowalam wiec do domu, a w skrzynce wiadomosc pozytywna, znow cos do odhaczenia na liscie.
Takie dni, to niby nic, bo przeciez nie dokonalam niczego wielkiego, nie trafilam szostki, nie wynalazlam niczego. Jednak potrzebuje ich, jak ryba wody, bo jesli na dworze szaro, jesli walcze z jakimis nieprzyjemnosciami, ktore powoduja, ze watpie w siebie, w przyszlosc, w ludzi... To taki jeden dzien, maly slonecznik, zwykla czekoladka, usmiech przechodnia, moga dac tak wiele.
Znow latwiej wiesza mi sie pranie, prezniejszym krokiem ide na przystanek, maluje paznokcie na czerwono, prowadze z Berberowna pojedynek na szpady z parasoli.
Znow wierze, ze sie rozjasni, ze dam rade, ze sily sie znajda, nawet jesli nie do konca bedzie tak dobrze, jak mam nadzieje.
Zycze Wam cudownych dni i ludzi na drodze, a jak ich spotkacie, to usiechnijcie sie czasem, pomozcie komus, tak od siebie, zrobcie cos milego. Moze poprawicie komus humor, dodacie mu sil...?



 Ogrodkowe krzaczory, w ktorych mieszka jez Jurek, spiewaja o 4 rano ptaki, na ktore poluje kot i tchorzofredka...





4 komentarze:

  1. Czasami mały gest potrafi zmienić bieg całego dnia... Trzeba się otworzyć i na te gesty, co czasem nie jest łatwe, kiedy wiatr i deszcz w oczy dają... Fajnie, że tak Ci się udało :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj potrafi i jak milo kiedy w tramwaju, ktos sie usmiechnie, zamiast siedziec jak mruk, przepusci do S- Bahny, zamiast Cie stratowac... Czasem mi sie udaje, czasem nie, staram sie zachowac rownowage :*

      Usuń
  2. Za dobrem i idzie dobro... :)

    Mam nadzieję, że za chamstwem - oby coś złego :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tak, czasem ta nadzieja, powstrzymuje mnie od szalenstwa...

      Usuń

Jesli nie widzisz swojego komentarza, oznacza to jedynie, ze rowniez ja go jeszcze nie przeczytalam i ze czeka sobie na moderacje :)