wtorek, 21 października 2014

Pudelko

Wczoraj byl dzien slodki z lekka kropla goryczy.
Sprawa, ktora nad nami wisiala, pozytywnie sie rozwiazala. Stalo sie tak, poniewaz sami nie mataczylismy i poniewaz nasza uczciwosc do nas wrocila. Radosc byla ogromna, ulga tak wielka, ze moznaby latac.
Mimo to, dzien toczyl sie swoim zwyklym trybem, no moze nie do konca, bo zachorowal Berberek (ta gorzka kropelka) i dowiedzialam sie, ze caly tydzien zostajemy w domu.
Zdradzic Wam tajemnice, sekret wielki i straszny?
Ucieszylam sie! Ucieszylam, ze nie bede w biegu ogromnym, jak przez ostatnie tygodnie.
Ucieszylam, ze czasu wiecej z dziecmi spedze, mniej sie denerwowac bede.
Ucieszylam, ze opieke najlepsza nad malym rekonwalescentem roztocze.
Ze znow nad malusienkim robaczkiem przystaniemy i nie bedziemy pedzic, bo w domu stosy roboty, ktora sama nie chce sie skonczyc.
Ze sama z siebie zapytam, czy zrobic zapiekanki, czy grzanca dzieciowego  przygotowac?
Ze poszukam przepisow na zapiekanke w necie, pranie nie bedzie musialo zalosnie pietrzyc sie w kacie.
Ze wylacze bajke w TV i pojde z Berberkiem do kuchni malowac jesienne liscie i robic z nich zwierzatka, a on z rozdziawiona w koncentracji buzia, bedzie pieczolowice machal pedzlem.
Moze nie powinnam tego mowic na glos, moze jestem dziwna, inna, ale ja lubie byc w domu. Realizowac sie tutaj, sprzatac, krzatac sie, gotowac i piec. Byc do dyspozycji Berberzatek.
Mierzi mnie wyscig szczurow, meczy wczuwanie sie, w sztucznie wygenerowane problemy. Meczy obserwowanie w pociagu pan i panow w kostiumikach i garniturach, trzymajacych w jednej dloni kawe w plastiku, a w drugiej telefon.
Nie ludze sie, ja tez pewnie w koncu wpelzne na rynek pracy, przeciez juz siedze w klimatyzowanej sali i slucham jak to zamowienie zrobic, albo tone dokumentow skserowac.
Im blizej tego jestem, tym bardziej sie zastanawiam, czy nie wolalabym pare godzin dziennie w ciastkarni za lada stac, albo ksiazke pisac, albo bloga nadal?...albo albo albooooo...
Albo siedziec na tarasie z kawa i slodyczami, ktore z Djerby przylecialy i jeszcze o Paryz zahaczyly? Robic im zdjecia i cieszyc sie, ze jak deszcz leje, to ja pod tym daszkiem sie chowam i szelestu deszczowego w drzewach slucham.
Wgryzam sie w takie ciastko, z mojej ulubionej cukierni na Djerbie, zachwycam  jego smakiem i wygladem.
Czuje zapach wody rozanej, ktory sie unosi w pomieszczeniu pelnym malenkich cudow.
Widze Pania Sprzedawczynie, jak pakuje ciasteczka do pudelka.
Cierpliwie czeka ile sztuk, z ktorego rodzaju.
Na ulicy za oknem slychac klaksony taksowek i poobijanych samochodow.
Pani konczy pakowanie, podaje pudelko ze slowem - Tfadel (prosze)
W odpowiedzi uslyszala zapewne -Shoukran! Beslema- ( dziekuje, do widzenia).
Wczorajszego pazdziernikowego wieczoru, posrod ulewy i gromow, do domu wraca Berber i wrecza mi to pudelko, lekko sfatygowane, ale najcudowniejsze na swiecie, poznaje je w sekunde!
Czy to przyzwoicie tak myslec, marzyc, zapominac sie....Czy wypada?
Tak! Ja nie mam wyrzutow sumienia, dlaczego mialabym miec?
Kazdy z nas inny, kazdy ma swoja droge, a co nas czeka za nastepnym zakretem, a ktoz to wie?












6 komentarzy:

  1. O skubane, ale piękne :) Opisz je troszkę - z czego te cuda

    Pozdrawiam
    BonaLisa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sa nadziewane roznymi masami. Woreczek pistacjowa, pozostale migdalowymi i orzechowymi. W niektorych kryje sie baklava. A opatulone sa marcepanem ;)

      Usuń
    2. No i zaśliniłam klawiaturę...
      BonaLisa

      Usuń
    3. Hehe, a ja sie musze powstrzymywac, zeby nie zjesc wszystkich za jednym zamachem :D

      Usuń
  2. O, jak ładnie, jesiennie u Ciebie:). Pozdrawiam (i zapraszam "do siebie").

    OdpowiedzUsuń

Jesli nie widzisz swojego komentarza, oznacza to jedynie, ze rowniez ja go jeszcze nie przeczytalam i ze czeka sobie na moderacje :)