sobota, 27 września 2014

Pioreczko

Zabiegany tydzien, zalatany. Kiedy trzeba bylo wstac, wydawalo sie, ze nie minie nigdy, ale jednak mija szybciej, niz mogloby sie wydawac.
Sobota, zegarki w brzuchu i tak budza nas raniutko, ale mozna sie polenic jeszcze, chociaz godzinke, albo pol.
Potem ogarniamy kazdy siebie i caloksztalt. Po podniesieniu rolet wita nas piekne slonce, radosc to wielka, bedzie weselej i bardziej weekendowo.
Po zakupach, ktorych nie bylo porzadnie czasu zrobic w tygodniu, rozdzielamy sie na podgrupy.
Mnie towarzyszy Berberek, ten ktory darzy swego tate miloscia absolutna. Jednak kiedy nie ma go w poblizu i zostaje tylko ze mna, potrafi poswiecic uwage mamie, tak cieplo i w cztery oczy.
Wychodzimy na bazar dla dzieci, obiecal Berberowi, ze bedzie grzeczny, czyli ze nie bedzie po sekundzie twierdzil, ze juz dalej isc nie moze, albo pytal kiedy pojdziemy do domu.
Podaje mi raczke, ciepla, ze zbyt dlugimi paznokciami, pod ktorymi kryje sie duzo przygod z poprzedniego tygodnia. Mowi - Jestes dobla mamusia - odpowiadam ze on za to, dobrym synkiem. Po kilku krokach schyla sie gwaltownie, bo znalazl piorko. Nie dluga i twarda lotke, ale male, mieciutkie i jasne piorko.
Zachwyca sie - Mamo, piorecko, ziobac. Laskocie i ciemu jest biale?-
Usmiecham sie, zalewa mnie fala ciepla, szczescia, ze te drobiazgi go tak ciesza, zachwycaja, ze tyle pytan mi zadaje! Jak mnie uszczesliwia to slowko male- pioreczko. Tak ladnie po polsku zdrobnil, a przeciez wiekszosc zycia spedzil juz tutaj i czesto wtraca niemieckie slowa do rozmowy i to jeszcze z bawarskim akcentem.
Idziemy dalej, przez nasza juz na dobre ogarnieta jesienia wioske. Mijamy drzewa oplecione bluszczem, jablonie i grusze w ogrodkach, szuramy nogami w lisciach,  przechodzimy przez mostek. Znajdujemy slimaka na lisciu, znow zachwytom nie ma konca, bo to slimak- dzidzia. Berberek znajduje jednego, jedynego dmuchawca. Pozostal bidulek po lecie, rozdmuchuje male spadochrony z calych sil.
Tlumaczy mi tez, ze juz jest duzy i ze nie bedzie marudzil. Pyta czy jeszcze mini- daleko, czyli niedaleko. To jego dziecieca dyplomacja, daje w ten sposob do zrozumienia, ze nie pyta czy dlugo bedziemy isc.
W torbie mam pioreczko, jego pileczke z jajka niespodzianki, wode i mleczna kanapke, bo wiem, ze zmeczy go spacer.
Niose cale to szczescie ze soba i w sobie, bo wiem, ze takie chwile sa lekkie i ulotne jak to pioreczko, ze to uczucie, ktore mnie czasem przepelnia, nieraz jest stlumione przez wskazowki zegara, przez zapisane w kalendarzu godziny i daty.
Patrze na  moje stopy. Turkusowe baleriny, ktore nosilam latem, zamienilam na miedziane, zeby pasowaly do otoczenia, ulatwily mi przestawienie sie na tryb jesienny.
Kiedy wracamy moj syn pyta, czy byl grzeczny i czy mam przekaske... Wracamy innym skrotem, zeby zahaczyc o miejsce gdzie sa kasztany, zeby znalezc te ktore jeszcze blyszcza swiezoscia.
Teraz, w za duzych kapciach Berberowny, bawi sie w ogrodku, a ona cichaczem, tak zeby mu nie bylo zal, zjada czekoladke i plecie branzoletke, z gumek, ktore kupila na wyprawie z tata.
Pewnie tez mieli swoje ulotne jak pioreczka chwile, takie ktore zapamietuje sie na dlugo, kolekcjonuje, zamyka do szkatulki. Takie, ktore pomoga, gdy bedziemy biec w ciagu szalonego tygodnia.

















4 komentarze:

  1. Jak się zrobiło melancholijnie i jesiennie :) Łap takie chwile póki możesz i utrwalaj, a potem będzie do czego wracać w gorszych chwilach :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja bardzo lubie melancholie wczesnej jesieni. Upycham te chwile w kieszonkach, czasem sie natykam na nie przypadkiem, siedzac np. w zimie pod kocem :D

      Usuń
    2. i z uśmiechem poproszę ;)

      Usuń
    3. wewnetrznie sie usmiechalam :D

      Usuń

Jesli nie widzisz swojego komentarza, oznacza to jedynie, ze rowniez ja go jeszcze nie przeczytalam i ze czeka sobie na moderacje :)